Uczelnia szkoli dla Babimostu. Po co?
Reklama
Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Sulechowie chce wyszkolić 90 pracowników dla portu lotniczego w Zielonej Górze-Babimoście. Bezrobotni za unijne pieniądze mogą nauczyć się m.in. obsługi naziemnej lub planowania lotów. Gdzie znajdą pracę - nie wiadomo, bo lotnisko ich nie chce.
O kuriozalnej sytuacji w lubuskim informuje "Gazeta Wyborcza". Projekt PWSZ ma służyć wspieraniu zatrudnienia na rynku lokalnym. Lotnisko w Babimoście nowych pracowników jednak nie szuka i nie planuje zwiększać zatrudnienia w najbliższej przyszłości.
Wszystko wskazuje zatem na to, że sulechowska PWSZ zamiast walczyć z bezrobociem zwiększa jedynie kwalifikacje osób bez pracy - uważa dziennikarz "GW".
Wiesław Miczulski, rektor PWSZ broni się, tłumacząc, że pracy w Babimoście nie ma w tej chwili, ale jeśli lotnisko ma działać całodobowo, potrzebne będzie zwiększenie zatrudnienia.
- Zresztą uczestnicy naszego kursu będą mogli znaleźć pracę także na innych lotniskach - dodaje Miczulski, cytowany przez "GW". Podobnie uważa Waldemar Stępak, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy odpowiedzialny za fundusze europejskie. Podkreśla on, że wyszkolone osoby będą mogły pracować np. w Poznaniu, Wrocławiu lub Berlinie.
Na uwagę dziennikarza "GW", że program ma stymulować lokalny rynek pracy Stępak odpowiada tak: - Niezależnie od tego, czy się z panem zgadzam, nie możemy powiedzieć projektowi nie, jeśli aplikacja jest poprawnie złożona.
Szkolenia mają zakończyć się w 2014 r. Poprowadzą je wykładowcy PWSZ, a także specjaliści z lotniska w Poznaniu i z Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Rekrutacja trwa do końca stycznia.
Komentarz Pasazer.com
Lotnisko w Babimoście po raz kolejny budzi kontrowersje. Nie brakuje wątpliwości, czy jest w ogóle sens finansowania portu, który obsługuje 12 rejsów tygodniowo. Wszystkie to loty do lub z Warszawy, oferowane przez linię Sprint Air. W 2012 r. skorzystało z nich ponad 12 tys. pasażerów - czyli ok. 1 tys. miesięcznie. Linii raczej nie opłacałoby się utrzymywać połączenia, gdyby nie to, że za ok. 8 mln zł rocznie województwo wykupuje kilka miejsc na każdym rejsie. Oznacza to, że do każdego podróżnego samorząd dopłacił ok. 650 zł.
Inne linie nie wyrażają zainteresowania lotami z Babimostu, więc trudno się dziwić, że port nie chce zwiększać zatrudnienia ponad obecnych 33 pracowników.
PWSZ wcale się tym nie przejmuje i najwyraźniej uważa, że to brak wyszkolonych pracowników jest największą przeszkodą w rozwoju babimojskiego lotniska. Władze uczelni postanowiły wyjść naprzeciw potrzebom rynku. A jeśli lokalny rynek nie ma takich potrzeb, tym gorzej dla niego.
Osoby, które ukończą kurs PWSZ będą miały wąskie, specjalistyczne uprawnienia, potwierdzone niełatwymi państwowymi egzaminami i niewielkie szanse na znalezienie pracy. A na rynku lokalnym - zerowe.
Rektor PWSZ w rozmowie z "GW" podkreśla, że współpracuje z samorządem. Warto przypomnieć, że najważniejsza osoba w tym samorządzie, marszałek Elżbieta Polak, w czerwcu chciała uruchamiać loty z Babimostu do Krakowa i Szczecina, choć takiej woli nie wyrażał żaden z potencjalnie zainteresowanych przewoźników.
Być może zatem z korzyścią dla budżetu i rozwoju województwa byłoby, gdyby marszałek Polak, rektor Miczulski oraz wszyscy inni zainteresowani spotkali się i poważnie porozmawiali o przyszłości portu w Babimoście. Zamiast fikcyjnych połączeń i nikomu w regionie niepotrzebnych pracowników powinni skupić się na tym, co jest możliwe - utworzenie chociaż kilku połączeń czarterowych z Babimostu lub ściągnięciu jednej z tanich linii z ich flagowymi połączeniami do Londynu lub Oslo.
Dominik Sipiński