Bliżej Świata: Do źródła Sanu

17 września 2017 12:00
3 komentarze
Do źródła Sanu nie jest łatwo dotrzeć, to wciąż jedna z najbardziej niedostępnych części naszego kraju. Ale warto. Piękno otaczającej przyrody to jedno. Drugie - to wspaniała i zawiła historia.
Reklama
Większego końca Polski już nie ma. Źródło Sanu wyznacza skrajnie południowo-wschodni wierzchołek kraju, potem sama rzeka wytycza granicę z Ukrainą przez 55 kilometrów. Wędrówka po Bieszczadzkim Parku Narodowym, pustymi szlakami na pograniczu to doskonała okazja do zadumy nad pięknem nietkniętej przyrody oraz skomplikowaną historią tej części świata.

Bukowiec: początek szlaku

Do Bukowca, skąd zaczyna się niebieski szlak prowadzący do źródła Sanu, można się dostać samochodem lub rowerem. W Stuposianach z tzw. Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej odbiliśmy na Tarnawę Niżną. Poprzedniej nocy padało, więc na drodze utworzyły się kałuże, a z gór spływały błotne potoki. Auto było całe oblepione gliną, a na licznych ubytkach jezdni o mały włos nie zostawiliśmy zawieszenia.


Samochód zostawia się na niewielkim parkingu, który zorganizowano na miejscu dawnych zabudowań. Postawiono tam kilka ławek, ekologiczną toaletę i budkę strażniczą, w której kupuje się bilety wstępu. Dalej można jeszcze ok. 3 km podjechać rowerem. Potem zostają już tylko własne nogi.


O samym Bukowcu wzmiankowano już w czasach bitwy pod Warną (1444 r.). Jednak akt lokacji na prawie wołoskim wieś należąca do rodu Kmitów otrzymała blisko sto lat później - w roku 1533. Stanowiła jeden majątek z sąsiednią wsią o nazwie Beniowa. Bukowiec radził sobie całkiem nieźle. Miejscowa ludność trudniła się eksploatacją tego, co było tutaj najlepiej dostępne - wypasano bydło na dużych łąkach, wycinano las i uprawiano ziemię. W 1709 r. wieś zupełnie zniszczyli Szwedzi.

Jednak w naszych czasach po wsi nie pozostało prawie nic poza kilkoma artefaktami, jak np. specjalna żelazna kadź do uzyskiwania potażu - a więc zanieczyszczonego węglanu potasu, który uzyskiwano z przepłukiwania popiołu po węglu drzewnym. Używano go potem do produkcji mydła, szkła, ceramiki czy ługowania tkanin.

Dzisiaj tereny te przejmuje krok po kroku przyroda. Rośliny odbierają kolejne fragmenty drogi, a bobry, tworząc żeremia, doprowadzają do zabagniania terenu i tworzenia się licznych oczek z cudownie przejrzystą wodą.


W pewnym momencie od starej drogi szlak niebieski odchodzi w małą zarośniętą ścieżkę. Wiedzie ona na niewielkie wzniesienie, z które rozciąga się wspaniały widok na okolicę. Widać torowisko Kolei Zakarpackiej po drugiej, ukraińskiej stronie Sanu, gdzieniegdzie majaczą biało-czerwone i żółto-niebieskie słupy graniczne. Po polskiej stronie widać z kolei niewielki lasek, a opodal niego wielkie rozłożyste drzewo.

Beniowa i miejsce snu

Okazuje się, że wchodzimy na teren Beniowej. To kolejna wieś należąca do rodu Kmitów. Jej nazwa pochodzi od imienia Benedykt - prawdopodobnie pierwszego właściciela terenu, który miał tutaj możliwość wypasu bydła i uprawy spłachetka ziemi. Lata świetności miejscowość miała przede wszystkim w międzywojniu. Mieściły się tu: huta szkła, dwa tartaki i młyn wodny, potasznia, fabryka beczek, browar i łubnia (zakład pozyskiwania kory). Z tego powodu doprowadzono tutaj nawet kolejkę wąskotorową, która zwoziła surowiec drzewny z głębi Bieszczad. Przed wojną wieś miała pół tysiąca mieszkańców, głównie grekokatolików.


Kiedy po II wojnie światowej wyzwolono okolicę spod okupacji nazistów (1944 r.), mimo formalnej przynależności terenu do Polski, jeszcze przez ponad rok grasowały tutaj bandy UPA. W związku z tym postanowiono wieś wysiedlić. Wojsko z reguły dawało mieszkańcom godzinę na spakowanie się, po czym wyganiano wszystkich przed domostwa i na ich oczach dobytek palono. Potem przesiedlano wszystkich na drugą stronę Sanu - na tereny ZSRR.

Okolica ta była niedostępna dla przeciętnych obywateli przez ponad 20 lat, dopóki nie zdecydowano się na odbudowę drogi i eksploatację zasobów naturalnych. Wtedy też teren poddano "rekultywacji" przy pomocy dynamitu. Tego, czego nie zdążyła odebrać przyroda - wysadzono w powietrze. Cudem ocalały tylko nieliczne nagrobki, trzy żelazne krzyże, które wieńczyły kopuły cerkwi p.w. Michała Archanioła i bryła z piaskowca z symbolem ryby, która prawdopodobnie była podstawową pod chrzcielnicę.


W tej pustce da się wyobrazić, jak toczyło się tu życie. Drogą ciągnęły wolno drabiniaste wozy obładowane sianem. Trawa rośnie szybko, ale i szybko wymaga koszenia i zwiezienia do stodoły - inaczej równie szybko zgnije. Wszyscy pałaszują po pajdzie chleba, który ich babki wyrobiły w dzieży, a potem wypiekły w chlebowym piecu przedwczorajszej nocy. Słychać kobiecy głos śpiewający kołysankę w dziwnym, rusińskim języku. Wszyscy czekają na przyjazd zaopatrzenia z Przemyśla albo Lwowa. Ten jednak spóźnia się już od kilku dni. Mówią, że wojna idzie... Nieco dalej widać wielką, prawie 150-letnią lipę, która stanowi centrum wsi.

Dzisiaj jest cicho. Koimetrion - od tego greckiego słowa pochodzi polskie słowo "cmentarz" - znaczy miejsce snu, spokoju. Tylko niema lipa, która teraz ma już ponad 200 lat mogłaby coś powiedzieć.

Droga do Sianek

Od Beniowej znów na chwilę dochodzi się do drogi na wysokości dawnego Schronu nad Negrylowym. Widać, że bywa ona używana, ale rzadko. Przy drodze bucha zielenią przyroda, kiedy się pochylić można obserwować niewzruszone życie lasu.


Schron nad Negrylowym został rozebrany blisko 10 lat temu. Wcześniej można było tutaj zanocować lub kupić coś do jedzenia czy picia. Teraz pozostał tylko jeden murowany budynek, który wykorzystywany jest przez pracowników Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Idąca od niego droga wiedzie na wysokim brzegu strumienia Negrylów. Warto stąd zajrzeć w dół i poobserwować żeremia. To niezwykłe konstrukcje ochronno-lęgowe tworzone przez bobry. Siłą swoich zębów potrafią one ścinać wielkie drzewa i tak kształtować przebieg rzeki, aby woda nie tylko się naturalnie oczyszczała, ale także miała odpowiedni poziom. Do tego celu potrzebne jest budowanie tam, które powodują powstanie na cieku wodnym kilku basenów, które połączone są wodospadami. Zwierzęta zależnie od potrzeb mogą zwiększać lub zmniejszać przepływy.


Później jednak znów skręca się w wąską ścieżkę przez las. Częściowo idzie się po specjalnych drewnianych platformach, ale w wielu miejscach ich nie ma, w związku z czym trzeba się liczyć ze spacerem w błocie. Bez wygodnych, nieprzemakalnych butów lepiej się tutaj nie zapuszczać.

Sianki i historia wielkiej miłości

Z lasu wychodzi się na łagodne zbocze pokryte łąką. Kiedy zejdzie się na sam dół oczom ukazuje się niewielka polana z ruinami dworu Stroińskich. Nie pozostało po nim wiele. Tylko fundamenty znaczone głazami, które wkopano na rogach budynku, fragmenty podmurówki i piwnica. Gdyby nie liczne działania miłośników Bieszczad, o tym miejscu pewnie w ogóle by zapomniano. Na szczęście jednak, postawiono tabliczki z informacją, co tutaj było.

Kim byli Stroińscy? To zamożna rodzina, która była ostatnim właścicielem Sianek. Wiadomo, że z tego rodu wywodził się m.in. słynny malarz fresków Stanisław Stroiński (autor m.in. malowideł w klasztorze w Kalwarii Pacławskiej). Byli to typowi arystokraci: obracali się w inteligenckim towarzystwie, byli koneserami sztuki, fundatorami licznych budynków.


Na niezwykłą historię, natkniemy się jednak dalej, przy Grobie Hrabiny. O Klarze Stroińskiej z domu Kalinowskiej wiadomo niewiele. Pochodziła ze Lwowa. We Franciszku zakochała się z wzajemnością od pierwszego wejrzenia i postanowiła przenieść się w Bieszczady. Ich życie małżeńskie toczyło się bardzo pomyślnie, chociaż wedle legendy już na początku pojawił się zły omen: w dniu ślubu pary podobno zerwała się wielka wichura, która uszkodziła cerkiew Św. Stefana, a zerwany przez wiatr krzyż wbił się w ziemię po drugiej stronie Sanu - tam też Klara postanowiła ufundować nową świątynię.

Pewnego dnia Hrabina nagle zachorowała, a wezwany medyk nie był w stanie nic poradzić. Zmarła szybko i niespodziewanie, w 1867 r. Jej mąż popadł w rozpacz i całkowicie wyłączył się z życia. Kazał tylko wybudować dwa grobowce: w jednym spoczęła jego małżonka, a w drugim - po 26 latach został pochowany Franciszek. Kiedy na teren ten weszli Sowieci, cmentarz i grobowiec zbezczeszczono, a czerwonoarmiści ponoć strzelali do zmumifikowanych ciał. Teraz w tym miejscu odnowiono symboliczną kapliczkę, są też dwa groby: Klary i Franciszka.


Samą miejscowość Sianki w najlepszych czasach zamieszkiwało ponad tysiąc mieszkańców. Zabudowania jej ciągnęły się aż od źródła Sanu przez kilka kilometrów w górę rzeki: raz na jednym, raz na drugim brzegu. Przełomem w jej historii była budowa austriacko-węgierskiej Kolei Zakarpackiej na początku XX w. Wtedy też miejscowość zaczęła się rozwijać, znacznie wzrasta także liczba katolików, którzy postawili w 1918 r. kościół. Dzięki stacji pasażerskiej wzrosła liczba turystów.

Co ciekawe pierwszą cerkiew wybudowano tutaj już w 1645 r. Sprzedaną ją do ukraińskiej obecnie wsi Kostrino, gdzie stoi po dziś dzień.

Z Siankami po II wojnie światowej postąpiono jak z wieloma miejscowościami w tym regionie: ludzi wypędzono z ich domostw, przeniesiono na drugą stronę granicy do Ukraińskiej SRR, a to co zostało najpierw spalono, a po kilkunastu latach resztki zniszczono. Do dziś po drugiej stronie rzeki widać jednak zabudowania ukraińskich Sianek. Widać stację kolejową i pociągi wolno sunące po krętym torowisku.

U źródła

Od Grobu Hrabiny już tylko pół godziny marszu dzieli od celu wycieczki: źródła Sanu. To bardzo przyjemny spacer: raz łąką, raz lasem. Sam punkt kulminacyjny wyłania się z zarośli nagle i jest z pozoru dość... ubogi. Stoją dwa słupy graniczne: polski i ukraiński, ustawiono obelisk pamiątkowy. Napisy w alfabecie łacińskim i cyrylicy informują, co grozi za nielegalne przekroczenie granicy państwa. Samo źródło jest maleńkie i w sumie łatwo je przeoczyć. Ale nieustannie, z uporem i konsekwencją bije spod ziemi, dając początek jednej z najciekawszych polskich rzek.


I z pozoru wydawać się może że szło się po nic. Ale jednak kwintesencją tego miejsca jest coś innego: niezwykła historia tych okolic. To kolejny smutna pamiątka po czasach, które bezpowrotnie minęły. Historia, którą przerwano nagle, skreślając dorobek pokoleń zamieszkujących te tereny. Grubą kreską jest tutaj postawiona na linii Sanu granica między Polską a ZSRR. Grubą kreskę stanowi tutaj ogień, który miał "zaleczyć" waśnie między lokalnymi mieszkańcami. Grubą kreską odgrodzono na lata te tereny, by w końcu grubą kreską dynamitu zniszczyć (prawie) wszystko co tutaj mogłoby stanowić dowody na istnienie.

Do źródła Sanu... To źródło staje się tutaj trochę symboliczne. Bo to nie tylko bijąca spod ziemi życiodajna woda. Źródło tutaj jest inne: to pokręcona historia narodów, to plątanina wątków i osnów ludzkich istnień, którą znaczą uniesienia i straty. To w końcu źródło pamięci: o skomplikowanych losach, o niesprawiedliwości i upadku. Idźmy zatem do tych źródeł. Idźmy, do źródeł Sanu.

Informacja praktyczne

Kraj: Polska

Kraina geograficzna: Dolina Górnego Sanu, Bieszczady

Dokumenty: Podczas wędrówki trzeba mieć przy sobie dowód osobisty - zdarzają się kontrole Straży Granicznej

Transport: Do parkingu w Bukowcu dostać się można zjeżdżając z drogi wojewódzkiej nr 896 (tzw. Wielki Pętli Bieszczadzkiej) w miejscowości Stuposiany na Muczne/Tarnawę Niżną. Nie dociera tutaj transport publiczny, trzeba mieć własny samochód lub rower. Można liczyć też na autostop.


Przewodniki i mapy: W Polsce dostępnych jest wiele przewodników po Bieszczadach, wszystkie mają podobny poziom informacji. Polecamy mapę "Bieszczady i Góry Sanocko-Turczańskie" wyd. ExpressMap. Ma ona bardzo dobre oznaczenie szlaków i w miarę zgodne czasy pokonania poszczególnych odcinków.

Inne informacje: Najbliższa baza noclegowa znajduje się w Tarnawie Niżnej. Na szlaku nie ma możliwości przenocowania ani zakupu jedzenia. Jedyne miejsce, gdzie można kupić wodę i przekąski jest kasa biletowa Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Wstęp na szlak jest płaty: 6 zł - bilet normalny, 3 zł - ulgowy (ceny: lipiec 2017, płatne tylko gotówką). Długość szlaku niebieskiego pieszego (łącznie) to ok. 20 km. Czas przejścia (zależnie od możliwości) - ok. 6 godz.

fot. Mirosław Pachowicz
mapa Dominik Sipinski

Tekst ten autor dedykuje wszystkim tym, których niesprawiedliwie wygnano z ich domów.

Ostatnie komentarze

 - Profil gość
gość_995e5 2020-08-28 08:46   
gość_995e5 - Profil gość_995e5
Wybieram sie właśnie w te rejony motocyklem.
Dziękuję za świetny opis. Będzie co opowiadać gdy tam dotrę!.
eFJot 2017-09-22 10:35   
eFJot - Profil eFJot
Bardzo fajny tekst - dzięki, za podsunięcie pomysłu na wycieczkę :-)
gość_f4742 2017-09-18 01:51   
gość_f4742 - Profil gość_f4742
świetny tekst. brawo!
 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy