Felieton: Odszkodowanie bez pośrednika
Odwołanie 2,1 tys. lotów Ryanaira oznacza, że nawet kilkaset tysięcy pasażerów będzie uprawnionych do uzyskania odszkodowania. To szansa na zarobek dla pośredników - jednak nie ma żadnej potrzeby, by odbierali oni część pieniędzy pasażerom.
Reklama
Odkąd Ryanair ogłosił, że odwołuje 2,1 tys. lotów do końca października, już kilka osób prosiło mnie o pomoc w uzyskaniu od linii należnego odszkodowania oraz zmiany rezerwacji. Podobne problemy wywołuje postępujący proces niewypłacalności airberlin i odwołanie przez tę linię rejsów dalekodystansowych.
To dobrze, że coraz więcej osób zna swoje prawa. Wielu z nich egzekwowanie roszczeń wydaje się czymś skomplikowanym. Tymczasem często wcale takie nie jest. Dlatego moja rada jest zawsze taka, aby zasięgnąć rady na stronach internetowych np. Komisji Europejskiej, Europejskiego Centrum Konsumenckiego czy stowarzyszeń wspierających pasażerów, ale nie uciekać się do pomocy firm pośredniczących. W zdecydowanej większości przypadków nie są one bowiem do niczego potrzebne, więc nie ma warto dzielić się z nimi odszkodowaniem.
Choć, i to trzeba wyraźnie podkreślić, agresywnie działające firmy pośredniczące w roszczeniach odszkodowawczych odegrały ważną rolę na rynku, bo to m.in. dzięki nim pasażerowie poznali swoje prawa.
Zgodnie z przepisami, pasażerowie, którzy w wyniku opóźnienia lub odwołania planowanego lotu dotrą do miejsca podróży z opóźnieniem, mogą liczyć na 250, 400 lub 600 euro ryczałtowego odszkodowania w zależności od dystansu. Najmniejsza kwota dotyczy lotów do 1500 kilometrów, średnia - rejsów do 3000 km, a najwyższa - pozostałych.
Obowiązek wypłaty odszkodowań ryczałtowych obejmuje wszystkie loty wewnątrz Unii, ale też te, które tylko rozpoczynają się lub kończą na terenie wspólnoty. A także wszystkie obsługiwane przez linie wspólnotowe, nawet jeśli to lot np. z Nowego Jorku do Moskwy przez Frankfurt. Jedynym, co zwalnia przewoźników z obowiązku wypłaty odszkodowania, są tzw. nadzwyczajne okoliczności.
Sędziowie w Luksemburgu przez lata mocno ograniczali jednak definicję tego niezbyt precyzyjnego terminu. Okolicznościami nadzwyczajnymi nie są np. problemy techniczne ani zderzenie z ptakiem.
Przez lata rosła też świadomość i pasażerów, i przewoźników, że wypłata odszkodowań nie musi być wojną. W pierwszych latach obowiązywania prawa linie starały się zbywać podróżnych, którzy sami mieli niską świadomość swoich praw. To się jednak zmieniło. I duża w tym zasługa firm odszkodowawczych, które zwietrzyły biznes i zaczęły rozmaitymi sposobami docierać do pasażerów, namawiając ich do złożenia roszczeń. Początkowo sporo spraw kończyło się w sądach, ale linie szybko zrozumiały, że w ten sposób tracą więcej czasu i pieniędzy.
Nie przestając więc krytykować samego prawa - faktycznie znacznie bardziej surowego dla linii w Europie niż dla ich konkurentów z innych części świata czy nawet innych gałęzi europejskiego transportu - przewoźnicy zaczęli respektować coraz częściej zgłaszane roszczenia pasażerów.
Teraz czas, żeby pasażerowie zaczęli sami dbać o swoje interesy, bez pośredniczących prawników. Tak będzie lepiej dla nich samych i dla całej branży, a kancelarie niech zajmą się sprawami skomplikowanymi i opornymi liniami, a skończą z przemysłową obsługą masowych liczb skarg.
W zdecydowanej większości przypadków pasażer do niczego bowiem nie potrzebuje prawnika. Każda linia lotnicza musi udostępniać kontakt do złożenia reklamacji na swojej stronie internetowej, większość robi to w sposób czytelny. Wysłanie skargi nie wymaga żadnej wiedzy prawniczej, wystarczy jedynie znać dane swojego lotu i poinformować spółkę o opóźnieniu.
Dojrzałe linie lotnicze nie próbują już wymigiwać się od obowiązku wypłaty odszkodowania, bo po prostu im się to nie opłaca. Doskonale rozumie to choćby Ryanair. Linia wprawdzie głośno krytykuje przepisy, ale wtedy, gdy pasażerom należy się ryczałt (a dzięki Unii Europejskiej i sędziom w Luksemburgu należy się bardzo często), wypłaca go bez szemrania.
Korzystając z pomocy pośrednika pasażer zatem nie tylko traci czas i dodaje kolejną warstwę komplikacji prawnej, ale też część należnych mu lub jej pieniędzy - bo pośrednicy żyją z prowizji. Są sytuacje, w których pomoc prawnika jest niezbędna, ale nie warto traktować jej jako pierwszego kroku. Najpierw złóżmy skargę do linii, potem do Urzędu Lotnictwa Cywilnego. A dopiero potem korzystajmy z pośredników. Niestety, nadal wiele linii odmawia pasażerom ich praw, a wtedy bez kancelarii lub firmy pośredniczącej już się nie obędzie.
fot. Dominik Sipinski