TK1764/0054 i Singapur

10/03/2017 10:59

TK1764/0054 Helsinki – Stambuł – Singapur. Ze stacji kolejowej Helsinki Lentoasema strome ruchome schody  prowadzą mnie na poziom 0. Tunelem dochodzę do tablicy kierującej pasażerów do właściwego terminalu. Mój lot British Airways (BA) odprawiany jest z terminala T2. Trochę czasu zajmie mi  zlokalizowanie właściwego stanowiska odpraw. W końcu docieram do stanowiska oznaczonego numerem 251. Zadowolony kładę bagaż na wagę, podaje paszport i kartę Avios. Proszę o miejsca przy przejściu na oba loty.

- A właściwie to  pan gdzie  leci? – pyta mnie blond Finka siedząca za stanowiskiem odpraw.

- Do Singapuru przez Heathrow – odpowiadam.

- Przez Heathrow, a nie przez Amsterdam?

- Początkowo lot miał być przez Amsterdam i Hongkong, ale linia zmieniła rozkład rejsów i zaproponowała mi lot  BA przez Londyn Heathrow – wyjaśniam.

- No tak, bo tamtem lot miał być Cathay Pacific.

Potwiedzam. Jak się okazuje, coś się stało i zaakceptowana przez mnie zmiana w rozkładzie nie została ostatecznie potwierdzona w systemie. Finka prosi mnie o skontaktowanie się z agentem, a jeżeli bilet zostanie potwierdzony to wtedy będzie mogła mnie odprawić. W odpowiedzi pokazuję wydruk z checkmytrip z zaznaczonym statusem lotu jako potwierdzony. Niestety nic to nie pomaga. Ściągam bagaż z wagi, znajduję ciche miejsce i probuję skontaktować się z agentem. Po przejściu kolejnych poziomów infolinii w słuchawce słyszę komunikat, że biuro jest nieczynne i należy się skontaktować jutro. Zerkam na staromodny zegarek z lat 70. XX wieku wiszący na ścianie. Za 15 minut zamka się odprawa na rejs. Przystępuję do kontrofensywy. Podchodzę do stanowiska odprawy i wyjaśniam, że chciałem się skontaktować z agentem, ale okazało się, że biuro jest już zamknięte, prosząc jednocześnie czy mogłaby sprawdzić w internecie, czy ten numer, który wybrałem jest właściwy. Po chwili otrzymuję nowy numer i ponownie dzwonię. Infolinia odpowiada po fińsku. Wciskam przypadkowe klawisze i jakoś udaje mi się połączyć z agentem. Po krótkim wstępie i wyjaśnieniu sytuacji podaje numer rezerwacji. Pani w infolinii prosi o chwilę cierpliwości, bo musi się z kimś skontaktować w tej sprawie. Czekam. Mijają 2-3 minuty, zerkam na zegarek – 5 minut do zakończenia odprawy. Pani zgłasza się w słuchawce i mówi, że potrzebuje jeszcze chwili, aby skonsultować mój przypadek. Mija parę minut, pani się zgłasza:

- Niestety nic nie możemy zrobić z pana rezerwacją. Jeżeli chce pan lecieć, sugerowałabym kupno osobnego biletu.

- A czy otrzymam zwrot za ten bilet? – pytam nieco zrezygnowany

- To zależy czy błąd był z naszej winy i jakie są warunki biletu. Jeżeli Pan się zdecyduje lecieć proszę o przesłanie oficjalnej reklamacji i załączenie nowego biletu – tłumaczy,

Dziękuje pani za pomoc, biorę walizkę i idę. Zupełnie nie wiem co mam zrobić. W głowie mam mętlik i gonitwę myśli. Zostać w Helsinkach, lecieć dalej? Tylko gdzie? Pewno bilet w jedną stronę do Sinapuru będzie sporo kosztował? A może do Oulu? No, a po co? Sztokholm? Kopenhaga? A dalej pociągiem do Monachium? Albo promem do Tallina i dalej lądem do Monachium? Nic, znajdę jakiś stolik, wezmę kawę i na spokojnie przemyślę co i jak.

Zamawiam latte, siadam, wyjmuję z plecaka laptop. W skyskanner wklepuję lot w jedną stronę do Singapuru na jutro. 1200, 1000 euro. Drogo. Wyszukiwarka szuka dalej. O! Przez Stambuł jest całkiem przyzwoicie. No ale to na jutro – myślę, Wrzucam dzisiejszą datę. Cena ta sama. Praca w zarządzaniu projektem nauczyła mnie, że pomimo misternie przygotowanego planu i szczegółowej oceny ryzyka, nie wszystko da się przewidzieć, szczególnie ekstremalne sytuacje. Wtedy trzeba podejmować szybkie decyzje nawet te obarczone większym ryzykiem. Szybka ocena sytuacji, bilans zyski-straty i szybka decyzja. Lecę do Singapuru! Wyciągam kartę kredytową, płacę, za parę minut przychodzi potwierdzony bilet elektroniczny. Zwijam swój majdan ze stołu i idę do odprawy. Odlot za 2 godziny. Idąc do odprawy nie mogę uwierzyć, że bilet kupiłem na niecałe 2 godziny przed odlotem, bo większość biletów kupuję z 9,10 czy 11 miesięcznym wyprzedzeniem.


Przy odprawie, pani pyta się jak długo zostaje w Singapurze, bo w systemie jest tylko bilet w jedną stronę. Odpowiadam, że tylko 2 dni i pokazuję bilet na kolejny odcinek. Otrzymuję dwie karty pokładowe, kontrola bezpieczeństwa, paszportowa i przy bramce 37B oczekuje na rejs TK1764 do Stambułu.

Na lotnisku w Helsinkach jakieś roboty. Część płyty rozkopana, a wykopy obstawione są płotami tworzącymi sieć labiryntów, którymi przemykają zarówno autobusy, jak i samoloty. Autobus podwozi mnie pod zaparkowany samolot typu Airbus A321-231 (rej. TC-JSA), którym polecę do Stambułu.


W środku przesiadam się na wolne miejsce przy oknie i już mi się podoba. System pokładowej rozrywki z filmami, muzyką, grami i mapką lotu. Lot do Stambułu prowadzi nad Estonią, Łotwą, Litwą, Białorusią, Ukrainą i Morzem Czarnym.


I oczywiście smaczny posiłek z wyszynkiem. Do posiłku dobieram białe tureckie wino z Anatolii. Ostatecznie cieszę się, że lecę Turkishem, a nie BA, szczególnie że po ich ostatnich udogodnieniach w ekonomicznej , nie otrzymałbym nawet bezpłatnej szklanki wody.


W Stambule mam ponad 3-godzinne oczekiwanie, które wykorzystuję na ukończenie wpisu o Helsinkach. O 1:10 rozpoczyna się boarding na rejs TK54 do Sinapuru.

Pod maszynę typu A330-303 (rej. TC-JOH) podwozi mnie autobus. Do samolotu wchodzę tylnymi drzwiami. Miła stewardessa wita mnie uśmiechem. Siadam na przydzielonym miejscu 28B. Konfiguracja kabiny 2+4+2.


Serwis w Turkish Airline jest naprawdę dobry. Co chwilę załoga coś oferuje: amenity bag, napoje, posiłek, kawę lub herbatę, małą przekąskę, wodę w małych 0,5 litrowych butelkach, potem ponownie ciepłe śniadanie i kawę lub herbatę. Na wezwania pasażerów załoga sprawnie odpowiada przynosząc zamówione rzeczy.


Podczas rejsu oglądam filmy, słucham muzyki, gram w gry i co jakiś czas zerkam na parametry lotu. Trasa 10-godzinnego rejsu przebiega nad Turcją, Iranem, Afganistanem, Pakistanem, Indiami, Malezją. 


O 17:36 ląduje na lotnisku Changi w Singapurze.


Singapur. Na drugi dzień budzę się o 14:00. Nieprzespana noc i przygody z biletem zrobiły swoje. Zbieram się i metrem udaje się do hinduskiej dzielnicy Little India położonej po wschodniej stronie rzeki. Hinduska dzielnica pełna jest różnorodnych stoisk oferujących hinduskie przyprawy, jedzenie, ozdoby. W innej ulicy sklepy złotników oferują wspaniałe wyroby, a liczne restauracje zapraszają do spróbowania hinduskich specjalności.

Spacerując po dzielnicy przystaje na chwilę przy kolorowym domu należącym niegdyś do chińskiego przedsiębiorcy Tan Teng Niah. Ta wybudowana na początku XX wieku budowla jest ostatnią chińską willa w Little India. Charakterystycznym elementem architektonicznym są wielobarwne okiennice.


W jednym ze sklepików kupuję hinduskie specjały na wynos i niebieską linią metra udaje sie do Ogrodu Botanicznego, gdzie w miłej scenerii zjadam obiad.


Popołudnie spędzam na chodzeniu po Singapurze, czasami zajrzę do jakiegoś centrum handlowego, przysiądę na chwilę wypić herbatę, ciesząc się leniwym dniem. Wieczorem wychodzę ponownie, chcąc poznać nocny Singapur. Z metra wychodzę w okolicach The Esplanade Theatres, budowli przypominającej kształtem owoc durianu, którego wnoszenie do pojazdów transportu miejskiego jest zabronione pod groźbą kary (500 SGD), o czym informują tabliczki.

Tylko krótki spacer mostem Jubilee Bridge dzieli mnie od Merliona będącego symbolem Singapuru nazywanego miastem lwa. Ten wysoki na 8,5 metra pomnik powstał w 1972 roku i początkowo położony był przy ujściu rzeki. Po wybudowaniu pobliskiego mostu Esplanade, pomnik przeniesiono w nowe miejsce, skąd lew dumnie tryska wodą. Jasny za dnia lew, wieczorem przybiera różne kolory, stanowiąc centralny punkt spektaklu światło i dźwięk.


Z mostu Jubilee Bridge roztacza się wspaniały widok na hotel Marina Bay Sands. Eh, chciałem nawet się w nim zatrzymać, ale ograniczenia dewizowe wymusiły na mnie poszukiwanie bardziej ekonomicznego zakwaterowania. Hotel oddany do użytku w 2010 roku stanowi charakterystyczny (obok Merliona) symbol miasta.


W pobliskiej dzielnicy biznesowej (Central Business District) dominują rozświetlone wysokościowce. To właśnie dzięki sektorowi usług Singapur z wioski gdzieś na końcu świata wyrósł na jeden z azjatyckich tygrysów, a miejscowa ludność cieszy się jednym z najwyższych standardów życia. Tym większą tajemnicą pozostaje, dlaczego guma do żucia dostępna jest wyłącznie w aptece na receptę...

Mój wieczorny spacer kontynuuje dalej, mijając Salę Koncertową Victoria (Victoria Concert Hall) kierując się na Boat Quay. Ta miejscowa czarna dziura z licznymi barami i restauracjami, wciąga mnie na kilka godzin.

 

Kilka drinków później, wracając do hotelu położonego w Chinatown, mijam wielkiego nadmuchanego koguta. Obecny 2017 rok to według chińskiego horoskopu rok ognistego koguta, który ma bardzo dużo do zaoferowana. Co nam przyniesie - zobaczymy.


Po drodze mijam rozświetlone ulice, które nawet po północy wydają się pełne życia.


Rano, ta sama dzielnica wydaje się senna. Zupełnie tak jak ja ;)

Komentarze

Komentowanie dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników.

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy