RDU-IAD z United Airlines

31/05/2017 21:06

Lot UA537

Od dłuższego czasu zabierałem się do tego, żeby zrecenzować linie lotnicze na podstawie własnych doświadczeń, w dużej części zainspirowany wpisami innych użytkowników tego portalu. Pierwsza trasa, którą opisuję, jest dość krótka, będąc częścią dłuższej podróży do Polski (którą postaram się opisać w oddzielnym wpisie). Z góry proszę o wybaczenie za wszelkie błędy czy zbyt sztywny ton i chętnie poznam Wasze sugestie jakich informacji będzie Wam brakować.

Podróż rozpoczynam na lotnisku Raleigh-Durham, chyba moim ulubionym spośród amerykańskich lotnisk, które miałem okazję odwiedzić, bo wyjątkowo jest nowoczesne, czyste, dobrze zorganizowane (na ogół), i ma więcej wspólnego z teraźniejszością niż latami 80., gdzie duża część amerykańskiej infrastruktury, nie tylko lotniczej, się zatrzymała.

Na lotnisko dotarłem Uberem, który po długich walkach o istnienie z władzami lotniska, niezliczonych mandatach wystawianym kierowcom, którzy chowali telefony tuż przed podjechaniem pod terminal, nareszcie podpisał z lotniskiem umowę, pozwalającą na bezstresowe korzystanie z tej formy transportu. Będąc na miejscu 1h30 przed odlotem, udałem się prosto do stanowiska nadania bagażu. Odprawy dokonałem dnia poprzedniego przez internet. Na miejscu zastała mnie kolejka, z racji, że otwarte były jedynie 4 stanowiska nadania bagażu dla pasażerów klasy ekonomicznej i 1 dla pasażerów premium, a w mniej więcej tym samym czasie United operuje również m.in. loty do Houston, Newark, Chicago, a także opóźniony o ponad 5 godzin wcześniejszy lot do Waszyngtonu-Dulles. 

Po około 20 minutowym oczekiwaniu, nadałem bagaż. Agent pracujący dla United nadał mój bagaż prosto do Warszawy, mimo że posiadam dwie oddzielne rezerwacje, dzięki czemu w Dulles nie będę musiał opuszczać strefy air-side i ponownie nadawać bagażu. Dostałem również wydrukowane karty pokładowe na moje dalsze odcinki podróży, mimo że są na oddzielnej rezerwacji i wykonywane przez inną linię lotniczą, co uważam za miły akcent.

Następnie udałem się do kontroli bezpieczeństwa, poprzedzonej weryfikacją dokumentu tożsamości, prowadzonej przez pracowników Transportation Security Administration (TSA), agencji rządowej utworzonej po zamachach z 11 września 2001 roku. Z racji, że do odlotu pozostawała niecała godzina, a nie byłem w nastroju jedzeniowo-zakupowym, udałem się prosto do bramki D19.

Lotnisko Raleigh-Durham posiada 2 terminale, z czego w terminalu 1. obsługiwani są jedynie pasażerowie nisko-kosztowej linii Southwest, a w terminalu 2. pasażerowie wszystkich pozostałych linii. Terminal 2 jest nowoczesny i przyjazny dla pasażerów. Posiada stosunkowo rozbudowaną ofertę gastronomiczną jak na swój relatywnie niewielki rozmiar. Warto wspomnieć toalety i wodopoje rozmieszczone co około 50m. W 2016 roku odprawiono tu ponad 11 milionów pasażerów, głównie w ruchu krajowym, ale terminal sprawia wrażenie stosunkowo kameralnego. Co ciekawe, RDU posiada dwa bezpośrednie połączenia lotnicze do Europy: do Londynu (American) i Paryża (Delta), i to, pomimo że żadna z tych linii nie ma tutaj swojej bazy, oprócz dwóch pozostałych międzynarodowych lotów (do Cancun i Toronto). Loty Delty do Paryża są najnowszym nabytkiem, uruchomione rok temu dzięki znacznym dopłatom, które linia otrzymała od firm zrzeszonych w ramach olbrzymiego Research Triangle Park, a także miast Durham i Raleigh (1.1 miliona USD, wg. doniesień prasowych), a także zniżek i dopłat od samego portu lotniczego. Jednakże, wg. tych samych doniesień prasowych, spodziewany zysk gospodarczy dla regionu już w pierwszym roku funkcjonowania połączenia wynosi 25 mln USD, a w przeciągu 25 lat ma to być 1.4 miliarda USD.

Boarding prowadzony jest w oparciu o 5 grup, na które podzieleni są pasażerowie, ale priorytet przed wszystkimi, również małymi dziećmi i niepełnosprawnymi, mają żołnierze, co jest typowo amerykańskie, chodź dla mnie nieco egzotyczne. Z racji posiadania karty kredytowej United, posiadam prawo do boardingu w grupie 2giej, tuż po pasażerach statusowych i tych podróżujących w klasie pierwszej (biznes), pomimo swojej stosunkowo niskiej klasy rezerwacji i braku połączeń międzynarodowych w ramach tej samej rezerwacji.

Boarding odbywa się stosunkowo sprawnie, chodź wielu pasażerów ustawia się w kolejkę do wejścia, pomimo, że są w dalszej grupie boardingowej, tym samym blokując drogę pozostałym pasażerom. Pomimo, że lot odbywa się Airbusem A320, z racji, że lot jest pełen, pasażerowie są zachęcani do tego, by pozwolić włożyć swój bagaż podręczny do luku bagażowego, co jest dosyć częstym przymusem na trasach regionalnych operowanych mniejszymi maszynami. Problemy z miejscem na bagaż podręczny są nieodłącznym elementem podróży amerykańskimi liniami lotniczymi z racji nieco odmiennych niż w Europie preferencji pasażerów, którzy są mniej skłonni do nadawania bagażu. Sama polityka linii do tego nie skłania, bo większość również tradycyjnych przewoźników pobiera za nadanie bagażu dodatkowe opłaty, chociaż zdarzają się wyjątki.

W samolocie udałem się do swojego miejsca 28D. Airbus A320 o rejestracji N488UA jest maszyną 15.5 letnią, po stosunkowo niedawno odbytym remoncie wnętrza. Wnętrze prezentuje się czysto i nowocześnie. Maszyna przyleciała wcześniej z Waszyngtonu-Dulles 17 minut przed czasem, więc było dużo czasu, by ją w środku wypucować. Samolot ma konfigurację 3-klasową: 12 miejsc w klasie biznes w układzie 2x2 (38 cali pomiędzy fotelami), 42 miejsca w klasie ekonomicznej premium w układzie 3x3 (maksymalnie 35 cali odstępu) i 96 miejsc w klasie ekonomicznej (do 30 cali odstępu). Fotel jest bardzo wygodny w przypadku tak krótkiego lotu (nieco ponad 1 godzina, wg. rozkładu), mając 180cm wzrostu, nie miałem problemu z rozprostowaniem nóg. Regulowany zagłówek pozwala na ustawienie go na różnej wysokości, a także zagięcie jego boków, by zapewnić lepsze podtrzymywanie szyi w pozycji pionowej.

Samolot ten nie posiada systemu IFE, co z resztą na tak krótkim locie nie jest absolutnie żadnym problemem, ale United zapewnia ciekawą alternatywą: poprzez dostępne na pokładzie Wi-fi można za darmo skorzystać z systemu rozrywki korzystając z własnego urządzenia, łącząc się z odpowiednią stroną internetową United. System sprawdziłem z ciekawości – film odtwarzał się płynnie, bez żadnych opóźnień. Obecnie większość floty United wyposażona jest w Wi-fi, z kilkoma małymi wyjątkami.

Po około 7 minutach od startu kapitan wyłączył sygnalizację „zapiąć pasy” i rozpoczął się serwis pokładowy. Z racji krótkiego czasu przelotu (nieco ponad 40 minut), serwis pokładowy odbywał się „z tacki”, w dwóch rundach. Na początku oferowano już nalane do kubeczków napoje zimne, soki, wodę, napoje gazowane. Co sobie osobiście chwalę, a z czego zapewne amerykańscy pasażerowie nie byli zadowoleni, wszystkie napoje podawano bez lodu. W innych liniach, np. Delta, domyślnie dostaje się kubek pełen lodu, i to beż żadnego pytania ze strony załogi czy mamy ochotę na lód z napojem, czy tylko sam napój. Chwilę później członkini personelu pokładowego przeszła z podobną tacką, tym razem z kubkami z nalaną kawą. Niewielu pasażerów się skusiło, w wyniku czego większość kawy wróciła do kuchni pomimo porannej godziny, bo zapewne, tak jak ja, również inni pasażerowie nie mieli pojęcia, że będzie „druga runda” i wlali w siebie inne płyny. To mały błąd ze strony załogi; myślę, że krótki komunikat o tym, że najpierw będą serwowane napoje zimne, a następnie kawa, byłyby wskazany. Cały serwis został wykonany bardzo sprawnie, biorąc pod uwagę 14 minut, po których kapitan włączył sygnalizację zapiąć pasy, a w tym czasie wszyscy pasażerowie zostali poczęstowani napojem i odebrano od nich śmieci.

Załoga sprawiała wrażenie przyjaznej i pomocnej, poprawnej, ale bez zbyt luźnego podejścia, które często się w amerykańskich liniach zdarza. Przy tak krótkim locie, nie miałem zbyt wielkich wymagań i uważam, że personel pokładowy generalnie dobrze wykonał swoją pracę w kontakcie z pasażerami.

Do bramki D1 na lotnisku Dulles pod Waszyngtonem dotarliśmy 18 minut przed rozkładowym czasem. Lotnisko Dulles dni swojej chwały przeżyło pewnie 30 lat temu i do najświeższych nie należy, ale co by nie było, pozostaje jednym z 9. hubów United, z 14 milionami pasażerów rocznie tylko na pokładach UA. Ciekawostka: Dulles pozostaje jednym z kilku lotnisk na świecie, które (nadal) używają systemu „mobile lounge” do transportu pasażerów pomiędzy terminalami. Jest to pojazd z pojemną „budą” na wysięgniku, do której wtłaczani są ludzie, pojazd jest opuszczony, a następnie na kołach porusza się po terenie lotniska, by dostarczyć pasażerów w inne miejsce. System ten był również używany do transportu pasażerów z samolotu do terminala przed wynalezieniem rękawa lotniczego i mogę sobie tylko wyobrazić jak niezwykle nowoczesnym rozwiązaniem był na początku swojej chwały. A że w Ameryce nie lubią zmieniać tego, co działa, to nadal można spotkać wiele ciekawych „zabytków techniki” (np. powszechne drewniane słupy elektryczne, książeczki czekowe, czy używanie pagerów wśród służb medycznych).

Po wyjściu z samolotu, na miejscu pracownik linii United instruował pasażerów tranzytowych odnośnie ich dalszych połączeń, a ja poprosiłem o drogę do najbliższego United Club, z racji, że dostałem darmową wejściówkę. Co się chwali, United Club nie ma ograniczeń odnośnie długości pobytu pasażera, a także nie ma znaczenia, czy pasażer uda się tam przed wylotem czy po przylocie; jedyne, co potrzeba, to karta pokładowa na lot wykonywany tego samego dnia. W środku jest stosunkowo pusto i przestronnie, ale oferta gastronomiczna to porażka. Jedynym ciepłym daniem na początku była zupa z pomidorów, później doniesiono również zupę kukurydziano-kurczakową. Do tego kilka warzywek, buła, ciastko, owoce, sałata i parę innych dodatków, w tym nieświeża salsa. W środku znajduje się również bar, ale większość trunków jest płatna. W standardzie nie ma nawet pijalnego piwa. Bar jest obsługiwany przez pracownika, do czego mam trochę mieszane uczucia. Obsługa była na pierwszy rzut oka niby poprawna, ale jakby bez życia, o uśmiechu nie wspominając. Na dodatek zajęta swoimi rozmowami na tyle głośno, że było ich słychać na drugim końcu jednego z pomieszczeń, które w przeciwnym wypadku byłoby dobrym miejscem do odpoczynku. Po podejściu do baru okazało się, że zajmowali się podliczaniem i dzieleniem napiwków (!), i że wyraźnie im przeszkadzałem zamawiając drinka. Wybór prasy bardzo ograniczony. Internet za to działał dobrze. Ogólnie, gdyby nie to, że dostałem wejściówkę za darmo, nie byłbym skłonny zapłacić za wstęp.

Podsumowując, United ma kiepską opinię nawet w porównaniu do Delty i American, szczególnie po niedawnym głośnym incydencie z wyrzuceniem pasażera z użyciem siły, ale, gdy wszystko idzie wg. planu, na tak krótkim połączeniu, gdzie w sumie trudno coś popsuć, United dał radę i przewiózł mnie bezpiecznie i w poprawnej atmosferze z punktu A do punktu B. Po ciągłych zawodach z Miles&More, podjąłem niedawno decyzję o przenosinach do MileagePlus, który w połączeniu z dedykowaną kartą kredytową, oferuje mi lepsze warunki. Zatem możliwe, że będę częściej gościem United, ale trudno powiedzieć, że będę mieć z tego przyjemność. Przykład United pokazuje jak spory dystans dzieli linie amerykańskie nie tylko od najlepszych linii z Azji, ale też od linii Europejskich.

Komentarze

Komentowanie dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników.

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy