LOT: SP-LPC w dobrym stanie
Reklama
- Czy to ten sam samolot, który lądował bez podwozia? – pytali z niedowierzaniem dziennikarze, których LOT zaprosił na specjalną konferencję prasową w bazie technicznej LOT AMS. Zniszczenia wydają się niewielkie, a już w sobotę do Hanoi poleci samolot pozyskany w tymczasowym zastępstwie. Naprawa nie powinna potrwać dłużej niż dwa miesiące.
Uszkodzenia widoczne na Boeingu 767-300ER o znakach SP-LPC są zaskakująco małe. Spalone pokrywy silników i tylna część kadłuba to najwyraźniej widoczne skutki awaryjnego lądowania na brzuchu, które odbyło się równo tydzień temu (1.11). Na najbardziej zniszczony wygląda prawy silnik, wyprodukowany przez zakłady GE model CF6-80CB6.
Obecnie do "Papa Charliego" dostęp ma jedynie Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Marcin Piróg, prezes LOT-u, mając samolot za plecami, podkreślał jednak, że obsługa techniczna w Locie jest na najwyższym poziomie i nie ma mowy o żadnych niedopatrzeniach.
- Chciałbym zapewnić, że LOT jest bezpieczny i że wszystkie przeglądy są wykonywane prawidłowo. Nasi pasażerowie mogą czuć się absolutnie bezpiecznie – powiedział Piróg.
Samolot, który 1 listopada lądował na Okęciu bez podwozia, przeszedł ostatni generalny przegląd techniczny w kwietniu br. Takie sprawdzenie wykonuje się co dwa lata. 13 sierpnia na okresowym przeglądzie została przeprowadzona próba awaryjnego wypuszczenia podwozia i była ona udana.
Awaryjne lądowanie bez wysuniętego podwozia było pierwszym takim zdarzeniem w historii eksploatacji typu Boeing 767 na całym świecie. Jak powiedział nam jeden z pilotów, sytuacja ta była tak nieprawdopodobna, że nie wchodziła nawet w zakres standardowego ćwiczenia symulatorowego. Podczas szkolenia piloci uczą się jedynie awaryjnego wypuszczania i przyziemiania z wysuniętą np. tylko jedną golenią.
- Ze wstępnych analiz Boeinga i LOT AMS-u szacujemy, że remont potrwa maksymalnie dwa miesiące, ale zależy to od dostępności części. Uszkodzone są głównie poszycia, a to są części rzadko się psujące, więc i trudno dostępne do wymiany – powiedział nam Tomasz Balcerzak, członek zarządu ds. operacyjnych LOT-u.
Obecnie we flocie LOT-u pozostały cztery samoloty typu Boeing 767-300ER. Mimo ograniczonej floty dalekiego zasięgu przewoźnik nie dokonał żadnych cięć w rejsach do Ameryki Płn. i Hanoi. Jak powiedział nam Leszek Chorzewski, rzecznik PLL LOT, pozyskanie zastępstwa za SP-LPC jest jednak konieczne, gdyż jeden z latających Boeingów 767 wkrótce musi trafić na przegląd.
- W zastępstwie pozyskamy samolot tego samego typu i w podobnej konfiguracji, ale z lepszym wyposażeniem wnętrza. Będzie on miał indywidualny system rozrywki w locie. Prowadzimy negocjacje z trzema liniami – powiedział Balcerzak. Decyzja może być ogłoszona już jutro.
Zastępczy Boeing 767-300ER będzie pozyskany w formule wet-lease, czyli z załogą właściciela. Będą na nim latać nieliczne LOT-owskie stewardessy, głównie ze względów wizerunkowych oraz komunikacji z pasażerami w języku polskim. Formuła dry-lease, czyli wynajmu samego samolotu bez załogi, jest opłacalna jedynie na okres dłuższy niż trzy miesiące, a ponadto dłużej trwa wdrożenie takiego samolotu na rejsy.
Jak udało nam się dowiedzieć, samolot może przylecieć do Polski już w piątek. W sobotę nowa maszyna ma lecieć do Hanoi. Zastępczy samolot będzie wykorzystywany jedynie na trasach do Hanoi i Kanady, gdyż loty do Stanów Zjednoczonych wymagają specjalnych zezwoleń. Leasing potrwa do momentu przywrócenia SP-LPC do lotów.
LOT nie może w tej chwili ujawnić szacowanych kosztów naprawy. Będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy PKBWL udostępni samolot przewoźnikowi i przedstawicielom Boeinga. Wtedy też poznamy planowany czas wymiany uszkodzonych części.
Dominik Sipiński
fot. Dominik Sipiński