Bliżej Świata: Malakka (Malezja)
Malakka jest piękna. I nie mówię tak tylko dlatego, że tak wypada, bo tak mówią inni. Ona naprawdę jest piękna. A jej niezwykłe dzieje i wielokulturowość najlepiej wyraża nazwa jednej z ulic w starym centrum – Ulica Harmonii.
Wszystko w tym mieście pozostaje właśnie w zgodności. Wszyscy, którzy się przez nie przewinęli, wszyscy którzy Malakką władali pozostawili swój ślad. Postawili swoje pieczęcie, które dają nam teraz unikalne świadectwo. Nic dziwnego, że owa jedność w wielości – bo tak chyba należy scharakteryzować to niesamowite miasto – doceniona została tak bardzo, iż trafiła na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Główny plac zabudowany został przez Holendrów, którzy trafili tu w XVII w. wypierając Portugalczyków. Otaczają go czerwone budynki. Dwa najważniejsze to Kościół Chrystusa (który najpierw był protestancki, a obecnie – anglikański) i Studthuys – Ratusz. Jednak nie tylko one zostały zagospodarowane i udostępnione zwiedzającym. W pozostałych urządzono bowiem liczne muzea: literatury, piękna, latawców…
Warto jeszcze zajrzeć do kolonialnego kościoła katolickiego z połowy dziewiętnastego stulecia, którego patronem jest Franciszek Ksawery. Ten jezuita był misjonarzem i szerzył katolicyzm w Malakce i innych częściach Azji Południowo-Wschodniej.
Na wzgórzu, które ukryte jest za czerwonymi holenderskimi budynkami, znajdziemy ślady portugalskie. To Porta de Santiago – brama do dawnej twierdzy A Famosa. Sama budowla militarna była w od początku XIX wieku stopniowo rozbierana. Dopiero Sir Stamford Raffles w ostatniej chwili poszedł po rozum do głowy, zorientował się o wielkiej wartości sklepienia wieńczącego bramę i ocalił ją od zniszczenia.
Po pokonaniu kilkudziesięciu stopni docieramy na szczyt. Mieściła się tutaj dawna Katedra Św. Pawła. Została zbudowana w 1521 r. przez Portugalczyków. Holendrzy, którzy zajęli ich miejsce w XVII wieku włączyli ją w strukturę fortu, a na ołtarzu ustawili stanowisko artyleryjskie. Obecnie wokół ruin oraz w ich wnętrzu sklepikarze rozstawiają swoje stragany, gdzie sprzedają wszelkiego rodzaju kiczowate zabawki, obrazki, magnesy, breloczki i całą masę innych bibelotów. Gdzieś między jednym a drugim rysunkiem malarza, który swój kram rozłożył w dawnym prezbiterium, poleguje kotka, a jej podrośnięte już kocięta uwodzą turystów.
To tutaj pospacerować można także Ulicą Harmonii. W niedużej odległości ulokowano bowiem świątynie kilku wyznań. Jest najstarsza w Malezji świątynia chińska zwana Świątynią Narodzin Chmur (Cheng Hoon Teng), jest meczet (Kampong Kling) na wskroś przypominający buddyjską pagodę, jest w końcu hinduska Sri Poyyatha Vinayar Moorthi.
Wszystko to splata się w wyjątkową mozaikę. Mozaikę tak piękną, tak fascynującą i wciągającą, że godzinę wyjazdu przesuwa się do ostatniej chwili. A wyjeżdżając – pozostaje żal, że było się tak krótko…
fot. Mirosław Pachowicz