Stewardesa - kiedyś zawód marzeń, dziś często deprecjonowany, sprowadzany do funkcji podniebnej kelnerki, co jak widać w przypadku niedawnej wyjątkowo sprawnej ewakuacji Boeinga 777 linii Emirates niewiele ma wspólnego z prawdą. Mnogość przewoźników oraz świat praktycznie pozbawiony granic sprawia, że jako personel pokładowy można dziś pracować praktycznie w dowolnym kraju czy liniach lotniczych, z czego chętnie korzysta wiele naszych rodaczek czy rodaków.
Kiedyś sprawy przedstawiały się zdecydowanie inaczej i nie chodzi tu tylko o fakt zdominowania tego zawodu przez kobiety (stewardzi byli w polskich liniach jeszcze nie tak dawno rzadkością, dziś stanowią niejednokrotnie około 40% załóg kabinowych), ale bardziej o kwestię funkcjonowania w zupełnie innej rzeczywistości geopolitycznej. W PRL zawód stewardesy dawał szansę na zupełnie inne życie ze względu na dostęp do dóbr wówczas ściśle reglamentowanych, w tym paszportu oraz możliwości wyjazdu do krajów spoza bloku wschodniego. Wszystko to wraz z powszechnym wyobrażeniem o wysokich pensjach (nieprawda) oraz możliwościach czerpania dodatkowych korzyści ze swego rodzaju przemytu i handlu (prawda) dawało obraz osoby w ówczesnym świecie niesamowicie uprzywilejowanej.
Z książki Anny Sulińskiej "Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u" wyłania
się jednak obraz nie tak kolorowy, bo wpisany w szarzyznę
komunistycznej rzeczywistości, pełnej absurdów, ograniczeń czy zagrożeń,
które dzisiaj wydają się czysto abstrakcyjne. Obraz często ciężkiej
pracy w trudnych warunkach, z pasażerami wypijającymi hektolitry
alkoholu w zadymionych (tak tak, kiedyś w samolotach można było palić!) i
awaryjnych radzieckich maszynach w epoce, kiedy to z Polski porywało
się samolot z pasażerami, by wylądować nim na zachodnioberlińskim
lotnisku Tempelhof w poszukiwaniu lepszego życia. Wreszcie w cieniu
dwóch dużych katastrof (Okęcie 1980, Kabaty 1987), które wraz ze zmianą
systemu politycznego położyły ostatecznie kres lotnictwu bazującemu na
sprzęcie "made in USSR".
Prawdziwa wartość tej książki-reportażu to autentyczne relacje byłych
lotowskich stewardes, wspomnienia, anegdoty (w tym moja ulubiona o
pasażerce, która chciała wysiąść z samolotu w trakcie rejsu, żeby
"przepalikować" krowę w Sokółce), historie, które każdemu urodzonemu po 1989 roku pokazują świat tak inny od obecnego, a pamiętającemu tamte czasy na pewno niejedno przypomną.
"Wniebowzięte" świetnie czyta się w samolocie czy na lotnisku, ale nie tylko. Mnie ta książka pochłonęła bez reszty.
Miłej lektury!
loukas