Do Umeå wybrałem się podczas podczas długiego weekendu w Sztokholmie. Dzięki dobrze rozwiniętej siatce krajowych połączeń lotniczych możliwe są jednodniowe wycieczki do różnych miast w Szwecji, w tym do Umeå.
Mój rejs odlatuje z lotniska Sztokholm – Arlanda. Choć położone 42 km na północ od centrum to dojazd do niego w godzinnach porannych jest jak wyprawa konno po diamenty do Londynu... Bo po drodze same przeszkody: a to korki na drogach, a to czerwone światło i pociąg podmiejski stoi przeszło kwadrans gdzieś w połowie drogi i nie wiem czy załapię się na autobus 583 ze stacji Märsta. Ale jakoś się udało i nareszcie terminal 4!
Z autobusu wypadam jak błyskawica i niczym Struś Pędziwiatr (ten od mik-mik) wpadam do hali odpraw. Jakie to szczęście, że odprawa zamyka się na 30 minut przed odlotem, bo inaczej pocałowałbym klamkę, a właściwie stanowisko do samodzielnej odprawy pasażerskiej. Po sprawnej kontroli bezpieczeństwa oczekuję na boarding rejsu DY4009.
W sumie to mój pierwszy rejs Norwegianem, norweską linią lowcostową. Z zasady unikam „lołkostów” bo to ozdóbek nie dają, gnają ludzi w te i nazat po lotnisku (bo oszczędzają na rękawach) no i czasami klientela nie taka jak w Lufthansie – choć tam podobno biją Polaków...
Przed wejściem do samolotu dowiaduję, że dzisiejszy rejs sponsorują cyferki: 1,14,15,32; literki: A,B,D,O,G,I,N,R oraz strzałki: w górę i w lewo.
Patronat honorowy na rejsem DY4009 objął norweski podróżnik-odkrywca Otto Sverdrup.
Sam rejs przebiega bardzo miło. Co prawda ozdóbki są do kupienia, ale klientela (podobnie jak obsługa) nadzwyczaj przyjemna no i ten sufit w niebieskich barwach! Eh, chciałbym mieć taki w domu!
Zauroczony niebieskim sufitem nawet nie zauważam, kiedy samolot rozpoczyna lądowanie. Pod kołami Umeå!
Miasto położone w północnej części kraju nad rzeką Uma jest typowym szwedzkim miastem. Zadbane, czyste. Bardzo lubię skandynawskie miasta i te małe i te duże. Są takie poukładane, estetyczne w przeciwieństwie do niektórych miast w Polsce z wszechobecną pastelozą i szyldozą. W sumie dobrze, że część z polskich miast zbiera się za porządki z tymi banerami i szyldami bo to ani piękne ani estetyczne.
Umeå nazywane jest także miastem brzóz - Björkarnas Stad. Brzozy jako zapory przeciwpożarowe posadzono podczas odbudowy miasta po tragicznym pożarze w 1888 roku, kiedy znaczna część miasta uległa zniszczeniu. Drzewa obecne na prawie wszystkich ulicach miasta tworzą dwa szpalery po ich przeciwległych stronach.
Idąc wzdłuż brzozowych szpalerów kluczę po ulicach w poszukiwaniu Gammlia, a właściwie skansenu. Ale jakoś nie mogę znaleźć właściwej drogi. Napotkaną przy brzozach Szwedkę pytam o drogę. Odpowiada, że tam chyba się nie da dostać na pieszo, bo to jest za uniwersytetem. No nic, idę dalej. Po drodzę studiuję jeszcze raz mapę i okazuje się, że poszedłem za daleko. Po wykonaniu „w tył zwrot” pokonaniu kilku ulic, szosy i linii kolejowej dochodzę do Bullerbyn.
W Bullerbyn dzieci nie ma, za to są budowle z północnej części Szwecji pomalowane farbą w kolorze czerwieni faluńskiej (szwe. Falu rödfärg). Barwa farby to wynik zastosowania czerwonego pigmentu z (zamkniętej już) kopalni miedzi w Falun w Szwecji. Muszę wyznać, że bardzo lubię ten kolor, sam nawet pomalowałem płot w poprzednim domu farbą z Falun, aby wyglądał na szwedzki ;)
Najstarszą budowlą jest brama wejściowo-wyjściowa z XVII wieku, przez którą opuszczam skansen.
Ostatnie spojrzenie na miasto brzóz i obieram azymut na lotnisko osadzone na południowych obrzeżach miasta.
A do Sztokholmu ruch jak na zakopiance! Najpierw Norwegian do Arlandy potem SAS. A po dzisięciu minutach mój lot do Brommy liniami BRA. Szkoda, że te wszystkie rejsy nie odlatują o tej samej godzinie, bo można by polecieć w jakimś kluczu jak te gęsi z „Cudownej podróży” lub utworzyć własne figury akrobatyczno-stylistyczne. A swoją droga intryguje mnie co Ci Szwedzi tak latają do tego Sztokholmu? Rozumiem ‘stolyca’, ale żeby tyle naraz musiało do stolicy lecieć i to na trzy samoloty?
A ja cieszę się jak dziecko, bo odhaczę nową linię. Bardzo lubię odhaczać nowe linie szczególnie jak jest to druga nowa linia dzisiaj :) Kiedy kupowałem bilet jakieś 9 miesięcy temu (tak tak bilety kupuję z duuużym wyprzedzeniem) miał to być rejs z Malmö Aviation i smörgås, czyli kanapką w roli ozdóbki. A tu linia się połączyła z Braathens tworząć Braathens Regional Airlines w skrócie - BRA.
Do Brommy lecę sabikiem 2000. W środku układ niczym z ołówka. Tylko te śmigła. W sumie wolę odrzut, ale może być. Trochę odmiany zawsze się przyda.
Idzie serwis! Co prawda z kanapki nici, ale za to herbata stała się rzeczywistością. Taki cud dialektyczny. Potem żałowałem, że nie poprosiłem o drugą herbatę jako rekompensatę za wirtualną kanapkę. Ale w sumie zysk jest, bo u konkurencji herbata płatna.
I tak rozmyślając nad pytaniem „kanapka czy herbata” nadlatuję nad Sztokholm.